sowia podroz(źródło: http://data.whicdn.com/images/10415398/luggage-owl-owls-suitcase-suitcases-travel-Favim.com-45087_large.jpg?1307114307)

/opowiadanie satyryczne, opisywane historie i postacie są całkowicie fikcyjne, kilka tysięcy osób które „się odnalazły” oraz kilka tysięcy które dyskutują i hejtują z tego powodu, że „odnaleźć się nie mogą i to wszystko nieprawda” – uprasza się o zdrowy rozsądek i zdobycie się na dystans wobec literatury opisującej fikcje i fantazje autorów/

(NIE)CODZIENNE WYBORY ZABIEG

Zdenerwowana Sankja szła szybkim krokiem przez sądowe korytarze. Jedna z jej rozpraw skończyła się wcześniej, a w przerwie zadzwonił do niej zdenerwowany klient, z pretensjami, kogo ona mu tu podsyła, że nawet nie potrafi sprawnie adwokatować (,,jak to nie ma takiego słowa? Ja byłem dwa semestry na polonistyce w ’78, ja wiem, że to się nazywa, no ten, no – natologizm!”) tylko mdleje i robi zamieszanie. Sankja, świadoma, że akurat w tej sprawie z jej upoważnienia występowała Anka Zabieg, czym prędzej udała się do Sądu Rejonowego, który na szczęście leżał w odległości zaledwie dwóch ulic od okręgu, gdzie miała wcześniejszą sprawę. Przed sądem stała karetka, co ją zaniepokoiło jeszcze bardziej. Bez problemu udało jej się uzyskać informację, gdzie przyjaciółka znajduje się w chwili obecnej i bez wahania weszła do sekretariatu wydziału karnego, w którym ilość osób znacząco przekraczała dopuszczalne normy.

Anka leżała na kanapie (Sankja wolała się nie zastanawiać, co w sekretariacie robi czarna, skórzana kanapa) z kroplówką oraz z nogami w górze, przytrzymywana przez ratownika, który gorączkowo jej coś tłumaczył, ale koleżanka tylko słabo protestowała. Obok siedział przejęty Zdred wachlujący aktami z taką siłą, że ze trzy stopnie w skali Beauforta osiągnął z pewnością. Oprócz tego w pokoju krzątały się zaniepokojone sekretarki, trzech adwokatów, jedna pani radca, którą Sankja skądś kojarzyła, ale nie mogła sobie przypomnieć skąd oraz, ku jej zdumieniu, mała grupka fotoreporterów.

– Anka, co się dzieje? Dlaczego ciebie jeszcze nie zabrali do szpitala? – zawołała ze zniecierpliwieniem.

– Bo Pani koleżanka się temu sprzeciwia! – odpowiedział oburzony ratownik, a przytaknął mu niemal tak samo oburzony Zdred, który z rozpędu zaczął wachlować sam siebie.

– Pani Mecenas, niech Pani przemówi koleżance do rozumu, przecież gdyby nie refleks Pana Mecenasa to uderzyła by głową w stół sędziowski!

Sankja zwróciła się w stronę dwóch młodych mężczyzn w togach:

– Któremu z panów powinnam podziękować?

Obydwaj wyraźnie się wykrzywili.

– Co ja będę łapał takie adwokackie chuchro? Przecież to jakieś takie niedożywione, widocznie za mało wykrwawiło klientów – zachichotał złośliwie pierwszy.

– Żeby kózka nie skakała

toby nóżki nie złamała

Baba w sądzie się zjawia

to i kłopot się pojawia – zarecytował drugi.

Sankja na takie dictum nie wiedziała, co powiedzieć, więc nieco zszokowana odwróciła się do szpakowatego mężczyzny po 50-tce.

– Czyli to Pan? – zawiesiła wyczekująco głos.

Mecenas uśmiechnął się skromnie.

– Koleżanka przez całą rozprawę wyglądała blado, a jak tylko podchodziła do składu sędziowskiego, to zachwiała się… – adwokat nie zdążył dokończyć.

– O tak, widziałam!- zawoła przejęta pani radca prawny i w tym momencie rozbłysły niczym setki latarek flesze aparatów fotograficznych. Sankja zorientowała się, że widziała młodą kobietę na stronie jednego z poczytnych tygodników, ale wciąż nie mogła sobie przypomnieć z jakiego powodu ta na tej okładce się pojawiła.

Zuza postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i stanowczo wyprosiła wszystkich obecnych, tłumacząc, że musi porozmawiać z poszkodowaną koleżanką. Towarzystwo wyszło niezadowolone, oczekując zapewne dalszych atrakcji, ale na to nie chciała pozwolić. Zdawało jej się, że jeden z młodych adwokatów ma na sobie dwie togi – jedną z zieloną, a drugą z niebieską lamówką, ale przypisała to swojemu zdenerwowaniu. Usiadła na brzegu kanapy i z wyrzutem spojrzała na Zabieg.

– Powiedziałaś, że będziesz się oszczędzać, a ta sprawa to tylko mały zastrzyk gotówki.

– I tak miało być, ale najwyraźniej mój pracodawca uznał, że okres oszczędzania się skończył, podobnie zresztą jak moja umowa – powiedziała cicho, próbując lekko unieść się na rękach, ale wycieńczona znów ułożyła głowę na kanapie.

– Jak to, wydawało mi się, że spokojnie przedłuży ci umowę, przecież harujesz za trzech, a i głupia nie jesteś – mrugnęła do niej.

– Najwyraźniej jednak te tłumy wolontariuszy po Wyższej Szkole Gotowania Na Gazie w Parzymiechach Dolnych biją mnie na głowę, na pewno pod względem wymagań finansowych, a raczej ich braku.

– Wiesz, że zawsze możesz poszukać gdzie indziej albo chociażby popracować trochę u mnie. Twój wybór.

– I tu widzisz właśnie o mój wybór chodzi. Codziennie rano stawiam się w kancelarii, następnie biegam po sądach, potem znów do kancelarii, czasami na zajęcia, jeszcze raz do kancelarii, wracam do domu, znów pracuje, aż wreszcie padam wykończona. Ale przez ten długi czas, mimo że wykończona, czułam się spełniona. Prawo było moją pasją, życiem i przygodą. Ale od pewnego czasu jest tak jakby czas przeciekał mi przez palce. Ja już nie dokonuję wyboru, tylko ulegam wyborom innych. Absurdy przestały być kolorytem spraw, stały się ich normalnym elementem, sędziowie poza paroma wyjątkami okazują się niewolnikami kopiuj –wklej, a wzniosłe adwokackie normy nie tylko pozostały frazesami na papierze, ale nagle okazują się niemodne i staroświeckie, odpowiednie wyłącznie na drętwe imprezy okolicznościowe. Nie widzę, żeby to się miało zmienić, a co gorsza, nie widzę, żeby ktoś to mógł zmienić!

– Rozumiesz, – kontynuowała Zabieg po chwili – siedziałam dzisiaj na rozprawie, przysłuchując się świadkom, w blasku reflektorów jak na jakiejś premierze, w otoczeniu niespełnionego poety, buca z kompleksem niższości i gwiazdki z Tele Tygodnia oraz słuchałam kompletnych głupot, które wygadywali z taką pewnością siebie, że ich klienci i publiczność wpatrywali się w nich zachwyceni. W przeciwieństwie do Sędziego Zdreda i wiesz, co było moją pierwszą myślą? Że dobrze, że to on prowadzi sprawę, bo innego musiałabym uczyć przepisów k.c. Uczyć, rozumiesz? Nie kwestionować argumenty drugiej strony, nie zagłębiać się wykładnię, ale po prostu nauczyć sędziego przepisów dotyczących zachowku!

Zabieg zamilkła pogrążona w niewesołych myślach. Sankja próbowała ją pocieszyć

– To po prostu przejściowe trudności, może miałaś wyjątkowo ciężki tydzień, zobaczysz, że wszystko się ułoży…

– Nie, Zuzka, ja po prostu wreszcie muszę dokonać jakiegoś wyboru, bo w tym marazmie nie da się dalej trwać – powiedziała, po czym wreszcie zgodziła się jechać do szpitala.

*****

Przez kolejne kilka miesięcy Sankja nie miała kontaktu z koleżanką. Jak zwykle zapracowana, ciągle rozdarta między sądami, kancelarią a domem, ledwo miała chwilę, aby coś zjeść, a co dopiero na spotkanie z młodą aplikantką. Próbowała parę razy dzwonić, ale w słuchawce słyszała tylko „Abonent czasowo niedostępny”. Wreszcie pewnego dnia listonosz przyniósł list z odległego Sydney, w którym znajdowało się jedynie zdjęcie roześmianej młodej kobiety, stojącej przy desce surfingowej, patrzącej wzrokiem pełnym nadziei prosto w obiektyw. Z tyłu zaś widniał napis:

,,To nie jest pożegnanie, to zaledwie do widzenia”.

Sowa surfing(autor: Cyra R. Cancel)