źródło mema: http://fishki.pl/fishka,Logika,24728.html

Wracamy po krótkiej przerwie. Zaczynamy od cytatu Pierre’a Boutroux. Niestety, z tą logiką to bywa różnie – co celnie punktuje SSO Tomasz Ignaczak w swoich uzasadnieniach 😀 Które uwielbiamy ❤

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000003_2018_Uz_2018-02-23_002

 

W szczególności chybione są zarzuty ( oparte zarówno o dyspozycję art. 438 pkt 2 kpk i art. 438 pkt 3 kpk) związane z rzekomo błędnie ustalonym zamiarem zaboru przez oskarżonego mienia i dowodu osobistego. Obrońca podnosi, że oskarżony zobaczył swoją byłą konkubinę w stanie nietrzeźwości i odebrał jej portfel z pieniędzmi i dowodem osobistym, aby nie mogła już więcej tego dnia kupić alkoholu i narkotyków ani za posiadaną gotówkę, ani pod zastaw ( stąd odebranie dokumentów), a potem miał zamiar zwrócić jej te przedmioty. Ta romantyczna wizja jest nie do przyjęcia z trzech zasadniczych powodów.

Po pierwsze, oskarżony sam przyznał, że już wcześniej zerwał relację z pokrzywdzoną, wyprowadził się, mieszkali osobno. Dlatego nie jest wiarygodne, że widząc ją nietrzeźwą na ulicy nagle poczuł przypływ uczuć i troski ( która objawiła się jej pobiciem, o czym szerzej za chwilę).

Po drugie, jak wyżej wspomniano, oskarżony swoją troskę o pokrzywdzoną okazał w ten sposób, że najpierw ją uderzył w twarz, gdy pokrzywdzona się przewróciła demonstracyjnie oblał ją piwem okazując jej swoją pogardę, a potem jeszcze kilkukrotnie kopnął leżącą kobietę powodując u niej obrażenia ciała z art. 157 § 2 kk, po czym zabrał jej portfel z pieniędzmi i dokumentami. Zaiste, gdyby takie zachowanie uznać za okazywanie troski i ciepłych uczuć, to większości sprawców przestępstw znęcania powinno się zamiast stawiania zarzutów karnych wręczać ordery uśmiechu.

Po trzecie i najważniejsze – gdy oskarżonego zatrzymano zaledwie pół godziny późnej, miał przy sobie gotówkę pochodzącą z tego portfela oraz dowód osobisty pokrzywdzonej – ale nie miał już samego portfela. Oskarżony wyjaśniając potwierdził zeznania pokrzywdzonej, że zabrał jej cały portfel i stwierdził, że nie wie co się z nim stało. Tymczasem jedyne logiczne wyjaśnienie jest takie, że oskarżony bezpośrednio po dokonaniu zaboru przeszukał portfel, wyjął z niego gotówkę i dowód osobisty pokrzywdzonej, a sam portfel wyrzucił. Powoduje to, że jego wersja o braku zamiaru zaboru mienia i dokumentów i chęci zwrotu portfela jest niewiarygodna. Przecież, gdyby oskarżony rzeczywiście chciał zabrać pokrzywdzonej pieniądze i dokumenty jedynie po to, żeby zabezpieczyć ją przed ich wydaniem na alkohol i narkotyki, a potem chciał jej wszystko oddać, to nie penetrowałby portfela, nie przekładał z niego pieniędzy i dokumentów do swojej kieszeni i nie wyrzucałby go.

Co do różnicy pomiędzy kwotą pieniędzy znalezioną u oskarżonego, a kwotą jaka według deklaracji pokrzywdzonej znajdowała się w portfelu, to zdaniem Sądu chybiony jest zarzut apelanta, że oskarżony nie zdołałby takiej sumy wydać w ciągu pół godziny od momentu dokonania zaboru do momentu jego zatrzymania. Chodzi o kwotę 264,64 zł. które oskarżony mógł w tym czasie komuś oddać, przekazać, spłacić długi, zakupić i spożyć alkohol i jedzenie ( w końcu w momencie zatrzymania miał 0,89 mg/l alkoholu w wydychanym powietrzu, z samej miłości do pokrzywdzonej się to raczej nie wzięło), dać komuś zaliczkę na przyszłe zakupy, kupić doładowanie do telefonu komórkowego, itp. Alkohol i jedzenie mógł spożyć w czyimś towarzystwie, odgrywając rolę sponsora ( mając pieniądze pokrzywdzonej stać go było na taki gest), a pół godziny to czas w zupełności wystarczający na spożycie sporej ilości alkoholu zwłaszcza dla osób mających w tym sporą praktykę. Nie jest to bajońska suma, której nie dałoby się wydać w tym czasie w mieście wielkości T.. Zaś oskarżony sam był bez grosza przy duszy, co wynika z zeznań pokrzywdzonej, która ujawniła, że oskarżony podszedł do niej prosząc o pożyczkę ( a gdy mu odmówiła pobił ją i zabrał jej portfel). Dlatego wiarygodne jest, że znalezione przy nim pieniądze należały do pokrzywdzonej, a brakującą kwotę oskarżony zdążył wydać (względnie komuś oddać lub przekazać).

 

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000491_2017_Uz_2018-02-16_002

 

Argumenty obrony o podobieństwie kodów pocztowych w miejscowościach Ś. ( (…)-(…) R.) i D. (…) są wręcz bezzasadne. Przecież nawet dziecko mające wiedzę na poziomie szkoły podstawowej powinno rozumieć, że pierwsze dwie cyfry w tym kodzie przypisane są do wielu adresów położonych na znacznym obszarze danego okręgu pocztowego, a miejscowość konkretyzują trzy ostatnie cyfry. Kto jak kto, ale komornik i pracujący w jego kancelarii sekretarz muszą wiedzieć, że kod zaczynający się od cyfr (…) przypisany jest to miast, miasteczek i wsi położonych na terenie znacznej części województwa (…) i dotyczy m. in. takich miast jak B., R., P. i T.. Dlatego oczywiste jest, że osoba zajmująca się ustalaniem adresu na terenie tej części województwa zwraca uwagę na trzy ostatnie cyfry kodu – tymczasem choć w obu w/w kodach są to te same cyfry, to jednak ułożone w odmienny sposób tworzący różne liczby. Twierdzenie, że liczby 340 i 403 są podobne i mogły się komuś pomylić jest po prostu niepoważne. Różnią się one na pierwszy rzut oka, nie może dojść do ich zamiany poprzez prostą omyłkową zamianę dwóch cyfr. Oczywiście można bawić się w szarady i tak przestawiać cyfry, że uzyska się zamiennie te liczby, ale przecież nie o to chodzi. Człowiek patrzy na liczbę uzyskaną z trzech cyfr a nie na poszczególne cyfry – w tym przypadku liczby te ani nie brzmią podobnie, ani nie wyglądają w zbliżony sposób, są wyraźnie odmienne.

Ponadto nie jest wiarygodne, żeby komornik pracujący od dwóch lat nie znał granic swojego rewiru, tym bardziej w sytuacji, w której sam twierdzi, że dostaje liczne wnioski z klauzulą wyboru komornika, musi sobie więc zdawać sprawę zarówno z wagi omawianej kwestii, jak i znać dokładnie zasięg swojej właściwości miejscowej.

Wreszcie nie sposób nie zauważyć, że w zarzutach dotyczących drugiego z przypisanych przewinień dyscyplinarnych obrońca argumentuje, że obwiniony jeszcze przed zajęciem wiedział, iż przeciwko obowiązanemu były wcześniej prowadzone postepowania egzekucyjne i komornik zawsze napotykał w nich na problemy ze strony dłużnika ( G. M.). Skoro tak, to obwiniony przed podjęciem czynności omawianych w przedmiotowej sprawie wiedział kim jest dłużnik, gdzie mieszka, znał poprzednie postępowania dotyczące tej osoby, zadał sobie trudu, żeby poznać jego sposoby „utrudniania” komornikowi pracy podejmowane we wcześniejszych egzekucjach – a więc musiał wiedzieć, że ów „wymagający” dłużnik ma miejsce zamieszkania poza jego rewirem. Twierdzenie odwołującego się, że obwiniony „pomylił się” co do właściwości, a jednocześnie tak dokładnie wiedział, jakim to oportunistą jest G. M. wiedzę to czerpiąc z drobiazgowej analizy poprzednich postepowań egzekucyjnych przeciwko tej osobie, jest wewnętrznie sprzeczne ( obrońca w pierwszej części odwołania snuł wizję pomyłki obwinionego komornika co do właściwości sugerując, że udał się on w nieznane, a miejscowość w której mieszał obowiązany była dla niego niczym terra incognita, a chwilę później w drugiej części odwołania opisywał, jak to komornik ten doskonale znał obowiązanego niczym zły szeląg z poprzednich postepowań – autor odwołania najwyraźniej zakładał, że nikt nie zauważy tej antynomii ).

Ponadto nie wolno tracić z pola widzenia jaki przedmiot podlegał zajęciu – był to 36 letni ciągnik marki U., którego wartość handlowa jest niewielka, ale z kolei gabaryty i wątpliwa chodliwość na rynku czyniły nierealnym możliwość ukrycia czy zbycia. Ponadto ten użytkowy rupieć był niewątpliwie potrzebny obowiązanemu w prowadzonym przez niego gospodarstwie, co tym bardziej wykluczało, że przedmiot ten mimo zajęcia zniszczy, ukryje czy odsprzeda. Dlatego odjęcie właścicielowi dozoru nad tym pojazdem nie miało żadnego sensu i nie mogło służyć niczemu z wyjątkiem jednego, na co trafnie wskazała komisja dyscyplinarna, a jeszcze dobitniej pełnomocnik wnioskodawcy – szykany i formy nacisku na obowiązanego.

 

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000690_2017_Uz_2017-11-10_002

R. M. zeznał, że nie wchodzili do ganku, ale M. L. wcale nie był tego pewien, nie stwierdził kategorycznie, że tam wchodzili, albowiem nie pamiętał dokładnie tej okoliczności, zeznał jedynie, że „ z tego co pamiętam to może wchodziliśmy do tego ganku”, ale nie kojarzył żadnego szczegółu z tym związanego. Jest to zrozumiałe z uwagi na upływ czasu od dnia interwencji oraz mało ekscytujące okoliczności tego zdarzenia ( przynajmniej z perspektywy pracy policjantów naprawdę mających ważniejsze i ciekawsze zadania od rozstrzygania sporów o mur graniczny). Ponadto mogło być tak, że w czasie interwencji jeden z policjantów do wnętrza spornego pomieszczenia zajrzał, a drugi wykonywał w tym czasie inne czynności. Zatem nie może tu być mowy o sprzeczności zeznań wykluczającej wiarygodność tych świadków.

W sprawie nie było znowu aż tak wiele terminów rozpraw, a prawdę mówiąc wiele z nich było tzw „terminami pustymi”( poza wywołaniem sprawy i sprawdzeniem obecności nic się na nich nie działo, bo posługując się nomenklaturą prawników – praktyków rozprawy te „spadały z wokandy” z przeróżnych przyczyn proceduralnych i faktycznych, które nie będą tu omawiane, bo nie ma takiej potrzeby). Za czas i fatygę związaną ze stawiennictwem obrońcy na takim „pustym” terminie ustawodawca nie przewidział innej gratyfikacji niż 20 % dodatek do wynagrodzenia. Sąd Okręgowy naprawdę rozumie, że stawka za obronę z urzędu w sprawach o wykroczenia została ustanowiona na niskim poziomie ( i pisze to bez cienia ironii, każdy mający choćby powierzchowną orientację w tym przedmiocie musi zdawać sobie sprawę, że stawki te przynajmniej w niektórych kategoriach spraw, a zwłaszcza w większych ośrodkach miejskich, odstają od realiów rynkowych), ale jest to decyzja ustawodawcy i jeżeli obrońca uważa, że to za mało, to powinien udać się do najbliższego biura poselskiego lub bezpośrednio do Ministerstwa Sprawiedliwości i zgłosić postulat de lege ferenda w tym zakresie – w każdym razie nie jest to powód, aby w każdej takiej sprawie podwyższać wynagrodzenie w trybie w § 4 ust. 2 w/w rozporządzenia. Sąd Okręgowy nie odnajduje w aktach niniejszej sprawy jakiejś nadzwyczajnej inicjatywy dowodowej po stornie obrońcy, w każdym razie nie odbiega ona od zwykłego poziomu jakiego należałoby oczekiwać od profesjonalisty podejmującego się tego zawodu i dążącego do zapewnienia klientowi choćby minimalnego standardu obrony. Argument, że zeznania świadków w wielu aspektach były ze sobą sprzeczne co powodowało trudności w ustaleniu stanu faktycznego, konieczność przeprowadzenia dogłębnej analizy i wydłużyło czas potrzebny obrońcy na przygotowanie się trąci megalomanią, bo w omawianym procesie przesłuchiwanych było raptem kilku świadków, to, że w sprawie sądowej związanej ze sporami sąsiedzkimi i rodzinnymi występują dwie grupy osobowych źródeł dowodowych relacjonujących zupełnie odmienne jest powszechne i borykanie się z tym stanowi chleb powszedni każdego adwokata i radcy prawnego ( żeby o zawodzie sędziego i prokuratora nie wspomnieć), a sprawa z całym szacunkiem dla jej stron miała charakter banalny ( wezwanie policji bo brat obwinionego stawiał płot – spory graniczne bywają skomplikowane oraz niezwykle barwne i ciekawe, wszak Aleksander Fredro napisał na ten temat komedię pt. „Zemsta” stanowiącą teatralne dzieło sztuki, ale w tej sprawie nie o rozstrzyganie takiego sporu chodziło, tylko o podanie ewidentnej nieprawdy w zgłoszeniu zawiadomienia i wywołanie nieuzasadnionej interwencji policji). Na zakończenie tego wątku Sąd Okręgowy pragnie podkreślić, że nie deprecjonuje pracy adwokata w tej sprawie, wręcz przeciwnie, analiza akt prowadzi do wniosku, że świadczył on obronę w sposób rzetelny i zrobił wszystko, co się zrobić dało ( a to, że efekt z punktu widzenia obwinionego nie wygląda spektakularnie nie jest winą obrońcy tylko realiów sprawy, wszak każdy krawiec kraje jak mu materiału staje). Tym niemniej świadczenie kompetentnej obrony jest obowiązkiem każdego adwokata i radcy prawnego ustanowionego w takim charakterze w sprawie i samo w sobie nie uzasadnia podwyższenia stawki wynagrodzenia ( aby do tego doszło muszą zajść dodatkowe okoliczności wymienione w § 4 ust. 2 w/w rozporządzenia, które w analizowanym przypadku nie miały miejsca).

 

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000663_2017_Uz_2017-11-24_002

 

Szkopuł w sprawie polegał na tym, że z pokrzywdzonym oskarżony zawarł umowę z odroczonym terminem płatności, a z D. C. umowę, że ten zapłaci mu od razu całą cenę w gotówce. Co ważne, zanim oskarżony zawarł umowę z pokrzywdzonym, wiedział już od D. C., że ten nie zapłaci mu więcej niż około czterdzieści tysięcy złotych ( bo D. C. jako „ekspert” obejrzał wcześniej to bydło). Mimo to oskarżony zawarł z pokrzywdzonym umowę na kwotę 119880 zł. ( z odroczonym terminem płatności) i dosłownie parę chwil później sprzedał „na pniu” ten sam towar D. C. za kwotę 40986 zł. płatną od ręki w gotówce. Dlatego banialuki oskarżonego, że się przeliczył, że nie wyszedł mu „biznesplan”, że miał dobre chęci i wielkie plany, które zweryfikował rynek na skutek złej jakości bydła są po prostu kłamliwe – skoro oskarżony kupił od pokrzywdzonego towar za 119880 zł. z odroczonym na dwa tygodnie terminem płatności wiedząc, że obecny na miejscu transakcji D. C. zapłaci za niego znacznie mniej i w ciągu kwadransa sprzedał ten towar owemu D. C. za 40986 zł. to niby jak miał liczyć na większy zarobek ?. Jaki w tym był „biznesplan”?. Jaki wpływ na to zdarzenie miał stan bydła? – żaden. Logiczna analiza w/w faktów prowadzi do wniosku, że oskarżony nie miał najmniejszego zamiaru zapłacić pokrzywdzonemu ani złotówki, a kwota w gotówce uzyskana od D. C. stanowiła jego czysty, pochodzący z oszustwa zysk.

 

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000749_2017_Uz_2017-12-08_002

 

Niepoważny jest wręcz zarzut, jakoby do ustalenia, iż oskarżona była osobą nieporadną życiowo, niezbędne było zasięganie opinii psychiatrycznej lub co najmniej psychologicznej. Przecież takie cechy, którymi Sąd Rejonowy opisał oskarżoną, jak „nieporadność życiowa”, „niezaradność”, „brak wybitnych walorów intelektualnych” nie są jednostkami chorobowymi, nie stanowią również aberracji czy zaburzeń psychologicznych, są to charakterystyki pewnych osób związane z ich umiejętnościami odnajdywania się we współczesnej rzeczywistości i predyspozycjami o życia w społeczeństwie. Do ich stwierdzenia nie są potrzebne wiadomości specjalne, tylko właściwa ocena dowodów przeprowadzona przez pryzmat doświadczenia życiowego. Skoro tak, to Sąd Rejonowy nie miał żadnych powodów, aby dla poczynienia takich ustaleń zasięgać opinii biegłych. Co więcej, owe ustalenia zyskują pełną aprobatę Sądu Okręgowego, a ponieważ wbrew twierdzeniom apelanta Sąd Rejonowy oddał przyczyny, dla których pokusił się o taką ocenę osoby oskarżonej, w rzetelnie sporządzonym uzasadnieniu, oraz jest to wręcz oczywiste po przeanalizowaniu materiału dowodowego, to argumentacja ta nie będzie w tym miejscu powielana.

Sugerowanie przez apelanta, że oskarżona mogła działać nie z nieporadności i niezaradności, tylko „z wyrafinowania i cynizmu”, jest tak oderwane od realiów tej sprawy, że brzmi komicznie. Trudno bowiem uznać za wyrafinowaną i cyniczną starszą, nigdy nie karaną panią, która po ukończeniu 61 roku życia decyduje się na zaciągnięcie pożyczki w kwocie 2000 zł. ( cóż za „przekręt stulecia”), przedstawicielowi spółki specjalizującej się w udzielaniu szybkich pożyczek na horrendalnie wysoki procent ( czyżby według apelanta to jest ten biedny pokrzywdzony bezradny w swej uczciwości wobec bezmiaru wyrachowania oskarżonej ? ) udziela wszystkich informacji zgodnie z prawdą i niczego nie zatajając ( gdzieś tu apelant dostrzegł lisią chytrość, choć Sąd nie wie gdzie, w każdym razie nie ma tu żadnego wprowadzenia w błąd), uzyskuje zgodnie z kryteriami przyjętymi przez pokrzywdzonego pożyczkę, pieniędzy z pożyczki nie wydaje, jednak zdaje sobie sprawę, że nie będzie ich wstanie spłacać, więc przed upływem 14 dni od daty umowy zgodnie z uprawnieniami wynikającymi z jej zapisów odstępuje od niej ( czy to prokurator uznał to za przewrotność ?), po czym nie będąc w stanie sobie poradzić finansowo ( już o odstąpieniu od umowy) zaczyna przejadać te pieniądze i nie jest w stanie ich jednorazowo oddać, więc wezwana do zapłaty mimo skrajnej nędzy od marca 2017 roku regularnie co miesiąc ciuła po 100 zł. wpłacając je na konto pokrzywdzonego ( czyżby w tym prokurator dostrzegł cynizm ? – bo według Sądu to raczej tragizm tej historii). Zdaniem Sądu Okręgowego oskarżona to nie współczesna Mata Hari, tylko poczciwa, nieco nieporadna starsza pani, która mając bardzo trudną sytuację rodzinną ( chora psychicznie córka pozostająca pod jej opieką) i finansową ( utrzymuje się jedynie z emerytury) popełniła delikt cywilny polegający na niewywiązaniu się z obowiązku zwrotu w terminie kwoty pożyczki, od której zgodnie z zapisami umowy odstąpiła.

 

Co do argumentów, jakoby oskarżona przyznała się do winy, a Sąd Rejonowy nie uwzględnił tego faktu, to nalży uświadomić apelantowi różnicę pomiędzy werbalnym a realnym przyznaniem się do winy. Oskarżona na początku swych dosyć obszernych wyjaśnień wypowiedziała dwa sakramentalne i zapewne brzmiące jak muzyka w uszach oskarżyciela słowa „przyznaję się” ( vide k. 59) – tyle że potem wypowiedziała kilkadziesiąt zdań świadczących o tym, że jest niewinna. W szczególności zaraz po słowach „przyznaję się” stwierdziła, że nie działała umyślnie, że zawierając umowę miała szczery zamiar spłacić pożyczkę, że nikogo co do żadnego z elementów umowy nie wprowadziła w błąd – a pozostały materiał dowodowy potwierdza te słowa. Zatem na podstawie tych wyjaśnień nie sposób wykazać znamion przestępstwa oszustwa, w szczególności winy umyślnej, zamiaru, wprowadzenia pokrzywdzonego w błąd, a słowa „przyznaję się” dotyczą jedynie obiektywnego faktu nie spłacenia pożyczki, a nie rzeczywistego przyznania się do popełnienia przestępstwa. Nie jest to wcale rzadka sytuacja – np. niejednokrotnie w sprawach o wypadki komunikacyjne kierujący pojazdem mechanicznym werbalnie przyznaje się, po czym składa wyjaśnienia z których wynika, że nie naruszył żadnej z reguł prawa o ruchu drogowym ( a zatem przez słowa „przyznaje się” rozumie jedynie potwierdzenie faktu wypadku, a nie poczuwanie się do winy). Tak również było i w tym przypadku, co jest tym bardziej zrozumiałe, gdy weźmie się pod uwagę, że oskarżona, będąca osobą nieporadną, w starszym wieku, bez wykształcenia, działała bez obrońcy. Na zakończenie Sąd sugeruje, aby w przyszłości oskarżyciel widząc te dwa jakże urzekające słowa „przyznaję się” nie poprzestawał na nich i nie zaniedbywał dalszej lektury wyjaśnień oskarżonego, bo czasami ( tak jak w analizowanej sprawie) może okazać się, że pozory mylą i oskarżony mimo tej deklaracji w gruncie rzeczy nie przyznaje się do winy i składa całkiem sensowne wyjaśnienia na swoją obronę.

TRAFIONY-ZATOPIONY

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000762_2017_Uz_2017-12-08_002

 

Co do zeznań policjanta przesłuchanego w tej sprawie, to są one wiarygodne, nie ma żadnych racjonalnych powodów ani nieracjonalnych pobudek, dla których miałby on ryzykować nie tylko utratę pracy i świadczeń emerytalnych, ale również odpowiedzialność karną za poważne przestępstwo składania fałszywych zeznań i podawać nieprawdę zwłaszcza w tak banalnej i niedotyczącej go osobiście sprawie. Zresztą zasady logiki i doświadczenia życiowego podpowiadają, że taki hipotetyczny policjant – przy założeniu, że działa racjonalnie, a w tej sprawie nic nie wskazują na irracjonalne zachowanie lub postawę świadka – raczej nie dokonywałby pomiaru prędkości w sytuacji niepewnej ( np. poruszania się kilku samochodów w grupie i braku możliwości ich dokładnej weryfikacji), bo wiąże się to dla niego z szeregiem dodatkowych czynności, a więc z dodatkowym nakładem pracy i nawałem obowiązków, za które nikt mu więcej nie zapłaci, a które nie są ani przyjemne, ani rozwojowe ( jak chociażby konieczność stawiania się w Sądzie na przesłuchanie, często w czasie wolnym od służby, który zamiast przeznaczyć na odpoczynek czy pobyt z rodziną taki policjant poświęca na tłumaczenie się przed obwinionym lub jego obrońcą, że nie jest wielbłądem ). Przecież pomiar w tym przypadku dokonywany był na płaskim odcinku, w dzień, przy dobrej widoczność, pojazd obwinionego był doskonale widoczny z daleka, w zeznaniach policjanta nie ma żadnej sprzeczności czy nielogiczności, nic nie wskazuje, aby mógł mieć on jakiś osobisty powód „dokuczenia” akurat obwinionemu. Oczywiście zdarzają się i różni policjanci i różne okoliczności, które nakazują ze szczególną uwagą weryfikować ich zeznania – i Sąd Rejonowy przeanalizował te zeznania w kontekście całego materiału dowodowego dokonując ich pozytywnej oceny, a Sąd Okręgowy ocenę tę aprobuje. Nie jest bowiem tak, że w każdej sprawie każdemu policjantowi należy a priori dawać wiarę – ale z drugiej strony nie jest również tak, że każdy policjant z urządzeniem do mierzenia prędkości pojazdów tylko czyha na prawidłowo jadących kierowców aby ich „wrobić” ( co zdaje się wynikać z wydźwięku uzasadnienia apelacji). Każdą taką sprawę należy indywidualnie zbadać – w tej sprawie, po zapoznaniu się ze wszystkimi dowodami, Sąd Okręgowy nie dostrzega żadnej okoliczności, która pozwoliłaby na zakwestionowanie jego prawdomówności.

 

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000878_2017_Uz_2018-01-19_002

 

Wszystkie te wymogi zostały w niniejszej sprawie spełnione. Oskarżony oddalał się z miejsca wypadku, najpierw samochodem, potem na pieszo, przy czym nie było do zwykłe „odchodzenie” – oskarżony ewidentnie uciekał, biegł tak szybko, jak był w stanie i tylko fakt, że goniący go świadek miał bardzo dobre przygotowanie sportowe właśnie do biegania sprawił, że został zatrzymany. To, że po zatrzymaniu przez świadka oskarżony wrócił na miejsce zdarzenia nie oznacza, że „usiłował” jedynie zbiec z miejsca zdarzenia – zbiegł z niego, bo oddalił się na znaczną odległość ( element obiektywny) w celu uniknięcia odpowiedzialności ( element subiektywny) bezpośrednio po wypadku ( zwartość czasowa). Oczywistą intencją oskarżonego towarzyszącą jego ucieczce z miejsca zdarzenia była chęć uniknięcia odpowiedzialności. To, że w samochodzie zostały jego dokumenty nie zmienia postaci rzeczy – po pierwsze, oskarżony zbiegając dążył do ukrycia stanu, w jakim się znajdował, tj. stanu nietrzeźwości. Zgłaszając się na policję po wytrzeźwieniu uniknąłby zarzutu spowodowania wypadku pod wpływem alkoholu. Zresztą nawet nie musiałby całkowicie wytrzeźwieć, zawsze mógłby twierdzić, że napił się już po wypadku. Po drugie, oskarżony mógłby przerzucać winę na kogoś innego, przecież nawet mimo zatrzymania go w tej sprawie wyjaśniając twierdził, jakoby to pasażer mu przeszkadzał w prowadzeniu pojazdu, jakoby to niemal zmuszono go do picia alkoholu – kto wie, jakie jeszcze farmazony wymyśliłby oskarżony, gdyby dać mu na to więcej czasu przed zatrzymaniem w tej sprawie. Argument, jakoby oskarżony pobiegł za swoim pasażerem, bo myślał, że ten doznał obrażeń i chciał mu pomóc jest równie bezczelny co beznadziejnie naiwny. Przecież oskarżony zdawał sobie sprawę, że potrącił motocyklistę w zderzeniu czołowym pojazdów, że ten motocyklista jeży bez ruchu na jezdni, a jednocześnie samochód oskarżonego nie uległ na tyle istotnym uszkodzeniom, aby życie i zdrowie kierującego nim oskarżonego i jego pasażera znalazło się w istotnym niebezpieczeństwie. Ponadto pasażer oskarżonego o własnych siłach wyszedł z samochodu i zaczął uciekać, biegł szybciej i sprawniej niż sam oskarżony. Dlatego twierdzenie oskarżonego, że pobiegł za pasażerem w celu udzielania mu pomocy jest niedorzeczne i w sposób jaskrawy kłamliwe. Słusznie Sąd Rejonowy nie dał tej wersji wiary i prawidłowo ustalił, iż oskarżony zbiegł z miejsca zdarzenia.

Lamenty oskarżonego, że koledzy namówili go do spożywania alkoholu są żałosną próbą wybielenia się i nie robią na Sądzie Okręgowym żadnego wrażenia – nikt oskarżonemu siłą wódki do ust nie wlewał, oskarżony jest dojrzałym, doświadczonym mężczyzną, znającym wpływ alkoholu na organizm człowieka, nie jest ograniczony umysłowo, więc to, że uległ namowom kolegów i napił się alkoholu, a potem prowadził jako kierujący pojazd mechaniczny w ruchu drogowym przemawia wręcz na jego niekorzyść, gdyż najwyraźniej jest tak słabym moralnie człowiekiem, że łatwo przychodzi mu łamanie porządku prawnego ( wystarczy propozycja napicia się wódki).

Podobnie pozbawione znaczenia są argumenty, że oskarżony przed wypadkiem mimo wypicia alkoholu czuł się dobrze, a źle zrobiło mu się dopiero po inkryminowanym zdarzeniu. To, że oskarżony pod wpływem euforii wywołanej działaniem alkoholu miał subiektywne odczucie doskonałej formy fizycznej i psychicznej nie tylko go nie usprawiedliwia, ale wręcz pogrąża, bo świadczy o tym, że oskarżony miał się świetnie i był w doskonałym humorze, gdy na łuku drogi zjechał na przeciwległy pas jezdni doprowadzając do wypadku. Jeżeli oskarżony widzi w tym jakieś usprawiedliwienie dla siebie, to Sąd musi go rozczarować – nie ma w tym nic co mogłoby go ekskulpować.

https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000890_2017_Uz_2018-01-26_002

 

Oskarżony użył nawet słów, że zaraz da pokrzywdzonemu porcję tej substancji, tylko ją odmierzy, już wcześniej wyjął wagę elektroniczną i torbę z zawartością 83,366 grama tej substancji, trzymał te przedmioty na kolanach i przesypywał kryształki dopalacza do torebki strunowej, odmierzając 1 gram tego środka, a pokrzywdzony siedząc obok ramię w ramię z oskarżonym łakomie patrzył na ten proces ( jakby to ujął poeta, już był w ogródku i witał się z gąską). Od zażycia przez pokrzywdzonego tej substancji dzieliły go dosłownie sekundy – i właśnie w tym jakże ekscytującym momencie tuż przed oczekiwanym finiszem do samochodu oskarżonego podeszli policjanci, co zepsuło chłopcom całą zabawę i wywołało paniczną reakcję zarówno oskarżonego, jak i pokrzywdzonego ( usiłowali schować dopalacze, pokrzywdzony nawet w tym pośpiechu chował puste torebki strunowe tzw „dilerki” po swoich kieszeniach, a zamieszanie z tym związane tym bardziej zwróciło uwagę funkcjonariuszy nauczonych doświadczeniem zawodowym, że na złodzieju czapka gore). Zatem do spożycia przez pokrzywdzonego omawianej substancji nie doszło tylko i wyłącznie z uwagi na zaskakującą dla niego i dla oskarżonego interwencję policjantów. Gdyby pokrzywdzony połknął lub wciągnął nosem ten środek, zostałby bezpośrednio narażony na niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu ( co jednoznacznie wynika z niekwestionowanej opinii biegłych toksykologa i lekarza ). Ponieważ do tego nie doszło, przestępstwo oskarżonego nie weszło w fazę dokonania, było już jednak w fazie usiłowania – oskarżony zmierzał bezpośrednio do dokonania, które jednak nie nastąpiło z uwagi na interwencję policji.


Inne zbiory uzasadnień Pana Sędziego:

https://palestrapolska.wordpress.com/2017/11/13/jak-pan-moze-panie-prokuratorze-czyli-orzeczenia-sedziego-ignaczaka-vol-8/


https://palestrapolska.wordpress.com/2017/05/08/na-poczatku-byl-chaos-a-potem-sedzia-ignaczak-uzasadnienia-vol-7/


https://palestrapolska.wordpress.com/2015/09/18/kwiat-polskiego-sadownictwa-czyli-jak-laczyc-proze-zycia-z-poezja-slowa/


https://palestrapolska.wordpress.com/2016/01/23/gdzie-sa-uzasadnienia-sedziego-ignaczaka/


https://palestrapolska.wordpress.com/2016/04/01/jak-polaczyc-madrosc-zyciowa-ze-swada-jezykowa-uzasadnienia-sedziego-ignaczaka-cz-3/


https://palestrapolska.wordpress.com/2016/05/30/gdzie-lekarz-nie-moze-tam-sedziego-posle-czyli-sedziego-ignaczaka-orzeczenia-bezcenne-vol-4/


https://palestrapolska.wordpress.com/2016/10/11/na-klopoty-ignaczak-vol-5/


https://palestrapolska.wordpress.com/2017/01/10/z-tym-trzeba-sie-urodzic-czyli-uzasadnienia-sedziego-ignaczaka-cz-6/

 

 

 

Reklama