Opowieści sosnowieckie.
Historia pewnej miłości z kradzieżą w tle.
Czas na opowieść z miasta grzechu, czyli Sosnowca lat 30-tych. Opowieść przypominająca bajkę, ale życie i historia nadało jej słodko-gorzki smak.
Młoda dziewczyna ze wsi – naiwna, pełna marzeń i niebrzydka. Przyjechała do miasta w poszukiwaniu pracy i szczęścia, niestety na oba dobra w tamtych czasach panował kryzys, więc aby nie umrzeć z głodu zostając albo ze wstydu wracając, zadomowiła się w jednym z przybytków na ulicy Dęblińskiej. Chociaż zadomowiła się to za dużo powiedziane, z każdym dniem popadała w coraz większy marazm i zaczynała już nawet myśleć o samobójstwie, kiedy pojawił się jej rycerz na białym koniu.
Gdzie się dokładnie poznali nie wiadomo, na pewno nie w kościele, wybranek bowiem był wyznania mojżeszowego. Ponadto był najmłodszym (z czterech), ukochanym synem zamożnego kupca, przystojnym lekkoduchem o wielkim sercu, ale tchórzliwej duszy (jak się później okazało). Będziński rycerz wyrwał z otchłani nieszczęścia swoją wybrankę i umieścił ją w swoim domu.
Jako służącą.
Dziewczyna jednak była zakochana po uszy, poza tym pracowita i z całej siły chciała zapomnieć o bolesnym etapie swojego życia. Niestety, życie nie lubi, kiedy się o nim zapomina, więc po roku pracy dziewczyna zagościła na ławie oskarżonych z zarzutem kradzieży.
Żydowski kupiec zauważył, że utarg najpierw powoli, a potem gwałtownie zaczął spadać, a ruch wydawał się nawet większy niż dotychczas. Zaczął swoje własne dochodzenie, ale zanim dopadł złodzieja na gorącym uczynku, nasza bohaterka przyznała się do podkradania pieniędzy z kasy. Kupiec się wściekł i biedna dziewczyna znów nie tylko znalazła się na bruku, ale groziło jej więzienie i to długoletnie, bo suma była niemała.
Z tym, że sprawa była dziwna. Od momentu przyznania się do winy oskarżona plątała się w zeznaniach. Nie wiadomo było, w jaki sposób weszła w posiadanie klucza do kasetki, gdzie przechowywano utarg. Twierdziła, że pieniądze wydała, ale jej stan posiadania nie wzrósł znacząco, żadnych zbytków też u niej w tym czasie nie zauważono. Jedno co było niezmienne to upór w jakim dziewczyna pozostawała, cały czas zapewniając o swojej winie.
Myślał nad tymi wszystkimi okolicznościami sędzia. Myślał obrońca. Pani Mecenasowa i sekretarka Pana Mecenasa nie myślały, tylko działały.
Nie wiadomo, jakich argumentów użyły obie panie ,w każdym bądź razie na kolejnej rozprawie pojawił się nasz rycerz i zeznał, że to on wyjmował pieniądze z kasetki. Pieniądze, które miały być rzekomo przeznaczone na wyjazd i przyszłe życie zakazanych kochanków. Ojciec bowiem nigdy nie zgodziłby się na ślub z gojką, na dodatek byłą prostytutką. Oto co można wyczytać z notatek obrońcy po latach:
,,Młodzieniec minął się z powołaniem, powinien zostać aktorem. Porywałby tłumy, takiego żaru uczuć: miłości, oddania, poświęcenia w tym krótkim, bo zaledwie 10 minutowym wystąpieniu oddałoby zaledwie kilku ze znanych mnie mówców. A tu mówimy o chłopcu, który zdał małą maturę i to kiepsko, bo jak zapewniała jego matka ,,był słabowitego zdrowia” ! W jego słowach ojciec wyrastał na tyrana, którego obsesją były pieniądze. W ten oto sposób niszczył szczęście dwojga ludzi, których przeznaczeniem było być razem i którzy nie ustawali w wysiłkach, by to przeznaczenie się spełniło. Tymczasem, jak się wcześniej dowiedziałem, nasz młody wybawca zostawiał ogromne pieniądze w domach gier i innych tego typu przybytkach, co więcej, biedna dziewczyna nie była jedyną, którą mamił obietnicami wspólnego życia. Ale wtedy stała się rzecz niezwykła – każdy z obecnych na sali braci chłopca stawał i przyznawał się do kradzieży. Do dziś w oczach mam ten widok – trzech mężczyzn stojących w ławach dla publiczności, triumf w oczach najmłodszego i złamanego tym jawnym nieposłuszeństwem ojca, który nagle postarzał się o lata. Ojca, który zrezygnowany po chwili oznajmił, że tak naprawdę to żadnej kradzieży nie było i sąd z wyraźną ulgą postępowanie umorzył.”
Ojciec jednak postanowił ukochanego beniaminka wygnać, uznając, że darmozjada i złodzieja pod dachem trzymać nie będzie i od tej pory syn jest dla niego martwy. Nasz rycerz był jednak człowiekiem obrotnym (a może po prostu nie wydał wszystkich skradzionych ojcu pieniędzy) i kupił bilet na statek płynący do płynącej mlekiem i miodem Ameryki. Za ocean za pożyczone tym razem pieniądze podążyła za nim nasza bohaterka.
,,A potem żyli długo i szczęśliwie” jest zbyt wyświechtanym frazesem, więc napiszę, ,,A potem mówiono, że żyli długo i szczęśliwie”. Kupiec synowi wybaczył, o czym świadczyła mała łyżeczka ze śladami krwi na kopercie, podpisanej drżącą ręką ,,Dla Jakuba”, która do adresata trafiła dopiero po wielu, wielu latach. Adresata rezydującego w pięknym apartamencie na Park Avenue, ze swoją pełną cnót niewieścich, posłuszną mu we wszystkim, żydowską żoną, która dziwnie przypominała pewną dziewczynę sprzed lat.
(Opowieść z grupy na fb Polska Palestra dzięki pani mec. S.W.)
Inne opowieści z Sosnowca:
Skomentuj