Dzisiaj kolejna, 8. część orzeczeń Sędziego Sądu Okręgowego w Piotrkowie Trybunalskim Tomasza Ignaczaka. Tym razem trafiło na apelacje prokuratorskie (jedna zasadna, pozostałe… no cóż, każdemu czasem się zdarza).
Zapraszamy do lektury:
https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000233_2017_Uz_2017-05-09_002
Przecież obie te relacje wykluczają możliwość przypisania przestępstwa pobicia oskarżonym K. J. i S. C., więc dla prokuratora próbującego zwalczyć wyrok uniewinniający to, czy Sąd oprze się na zeznaniach E. M. z postępowania przygotowawczego czy z postępowania sądowego nie czyni różnicy i przypomina wybór miedzy dżumą a cholerą. Dlatego w tym układzie procesowym, w którym doszło do uniewinnienia oskarżonych K. J. i S. C., a apelacja prokuratora ich tylko dotyczy, podnoszenie takiej – niedotyczącej tych akurat oskarżonych – sprzeczności w zeznaniach jako istotnej, zarzucanie, że jest niewyjaśniona (choć wyjaśnienie jest banalnie proste), argumentowanie, że miało to wpływ na treść wyroku co do uniewinnionych oskarżonych ( choć pozorna sprzeczność ich nie dotyczy) i domaganie się z tego powodu uchylenia dobrego i sprawiedliwego wyroku jest przysłowiowym szukaniem dziury w całym i nie mogło uzyskać aprobaty Sądu Okręgowego.
Uzasadnienie zaskarżonego wyroku ma konstrukcję opartą na schemacie ( powszechnie przyjętym, przynajmniej na terenie apelacji (…)), zgodnie z którym po przedstawieniu przyjętych ustaleń faktycznych a przed zreferowaniem oceny dowodów relacjonuje się, jakie były wyjaśnienia oskarżonych. Do tej części uzasadnienia różne Sądy różnie podchodzą, są takie, które po prostu ( na zasadzie kopiuj – wklej) przepisują dosłownie wszystko to, co wyjaśniał oskarżony ( czasami nawet nie dostosowując formy gramatycznej, co powoduje, że Sąd odwoławczy odnosi ważenie, że czyta pamiętnik oskarżonego napisany w pierwszej osobie liczby pojedynczej). Jednak Sąd Rejonowy w sprawie niniejszej postępował według zasad dobrej starej szkoły pisania uzasadnień ( aprobowanej przez Sąd Okręgowy) i w tej części własnymi słowami sprawozdawał to, co wyjaśniał oskarżony ( w tym miejscu akurat R. G.). Tak się złożyło, że w teks ten na s. 3 uzasadnienia wdała się oczywista omyłka pisarska i zamiast liczby 100 zapisano liczbę 1000 ( o jedną cyfrę „zero” za dużo). Tymczasem bezsporne jest, że oskarżony R. G. wyjaśniając o poruszaniu się oskarżonych K. J. i S. C. za pokrzywdzonym J. K. podał odległość 80 – 100 metrów ( k. 41). Nie są to jednak ustalenia faktyczne przyjęte w sprawie przez Sąd meriti, tylko skrót wyjaśnień jednego z oskarżonych. Doszukiwanie się w oczywistej omyłce pisarskiej nie związanej z ustaleniami faktycznymi uchybienia mającego mieć taki wpływ na wyrok, że prowadzącego do konieczności jego uchylenia jest rozpaczliwą próbą podważenia przez prokuratora słusznego rozstrzygnięcia uniewinniającego i jako takie nie mogło przekonać Sądu Okręgowego.
Argument apelanta, że przybyli na miejsce zdarzenia policjanci nie znaleźli butelki ani śladu po niej jest o tyle chybiony, że z lektury akt ( w tym załączonych akt PR 2 Ds. 429.2016) nie wynika, aby jej w jakiś skrupulatny sposób szukali ( trudno więc oczekiwać, żeby mogli ją znaleźć). Co do odmowy wszczęcia postępowania przygotowawczego w sprawie PR 2 Ds. 429.2016 z zawiadomienia S. C. dotyczącej spowodowania u niego przez J. K. skutków z art. 157 § 2 kk, to skoro prokurator jako podstawę tej decyzji przyjął brak interesu społecznego w ściganiu przestępstwa prywatno – skargowego ( art. 60 § 1 kpk), to nie może teraz twierdzić, że uznał, iż czyn nie miał miejsca ( bo wówczas powinien odmawiać wszczęcia postepowania na podstawie art. 17 § 1 pkt 1 kpk). Jednak ten akurat argument ma charakter wtórny, pomocniczy, wręcz drugorzędny – naprawdę mniejsza o to, na jakiej podstawie prawnej prokurator odmówił wszczęcia tamtego postepowania – sedno sprawy leży w tym, że zainicjowanie go przez S. C. uwiarygadnia jego wersję ( podobnie jak to, że to jego ojciec wzywał policję i że to S. C. miał charakterystyczne obrażenia głowy mogące powstać na skutek ciosu zadanego butelką).
Nieporozumieniem jest również upieranie się przez apelanta, że oskarżeni K. J. i S. C. gonili pokrzywdzonego J. K., ruszyli za nim w pościg, itp. Zacznijmy od tego, że oskarżeni K. J. i S. C. dopiero co wrócili z ryb i byli ubrani w wodery (K. J. ) i „spodnio – buty” ( S. C.). Biegając w czymś takim raczej nie da się osiągnąć dużej szybkości ( a można się nabawić bolesnych odparzeń i to bynajmniej nie tylko na stopach), trudno więc założyć, że oskarżeni gonili kogoś, bo nie daliby rady w tym stroju normalnie ubranego pokrzywdzonego doścignąć ( nawet pomimo jego nietrzeźwości). Oskarżeni wyjaśnili to logicznie i przekonująco – bojąc się, że pokrzywdzony uszkodzi samochód S. C. ten pobiegł w swoich wędkarskich „spodnio –butach” w kierunku miejsca postoju aby go przestawić ( a K. J. poczłapał za nim w swych woderach), a że w tamtym kierunku zmierzał akurat pokrzywdzony, to S. C. siłą rzeczy podążał za nim ( jak słusznie zauważa nawet prokurator, w znacznej odległości około 100 metrów). Określanie tego prawdopodobnie komicznie wyglądającego zdarzenia szumnym słowem „pościg” jest nadużyciem. Obawa S. C. o swój samochód była uzasadniona, oskarżeni wiedzieli, że pokrzywdzony jest człowiekiem impulsywnym, widzieli, że znajduje się w stanie silnego wzburzenia oraz jest pod wpływem alkoholu, a przede wszystkim słyszeli, że tydzień wcześniej pokrzywdzony wracając do domu w miejscowości L. ze złości kopał stojący przy drodze samochód.
Ten argument mógłby zostać uznany za trafny, gdyby pokrzywdzony spójnie, konsekwentnie i sensownie opisywał swoje wcześniejsze, nawet nieracjonalne na skutek wpływu alkoholu zachowanie. Ale tak nie jest, zeznania pokrzywdzonego są tak chaotyczne, tak niespójne, labilne, że nie można im zaufać. Pokrzywdzony nie tyle opisuje wcześniejsze nieracjonalne zachowanie, tylko snując zeznania właśnie kreuje niczym baron Münchhausen nieprawdopodobne historie ( a przecież w czasie składania zeznań był trzeźwy, a przynajmniej osoby przesłuchujące go żadnych oznak działania alkoholu nie dostrzegły). Na takim źródle dowodowym nie można się bezkrytycznie opierać.
https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000332_2017_Uz_2017-06-06_002
Sąd Rejonowy oceniając zeznania świadków mówiących o mobbingowaniu pokrzywdzonej powierzchownie i tendencyjnie podszedł do tych relacji, odrzucając je jako „skrajne” i uznając za niewiarygodne. Tymczasem wcale nie są to relacje „skrajne” ani odosobnione – wręcz przeciwnie, świadków, którzy potwierdzali linię obrony oskarżonej można policzyć na palcach jednej ręki nieostrożnego drwala ( są to: wieloletnia przewodnicząca (…) stale współpracująca z oskarżoną w osobie A. B. oraz koleżanka oskarżonej, współpracująca z nią, która zastąpiła ją na stanowisku dyrektora i kontynuowała jej praktyki w osobie W. M.), generalnie zdecydowana większość osób zatrudnionych z pokrzywdzoną potwierdzała jej słowa. Co więcej, nie są to zeznania przejaskrawione, tendencyjne, emocjonalne – świadkowie ci zeznają w sposób wyważony, rozsądny, opierają się na własnych obserwacjach.
https://orzeczenia.ms.gov.pl/content/$N/152515000002006_IV_Ka_000315_2017_Uz_2017-06-02_002
Po trzecie, apelant błędnie podnosi tezę o tym, jakoby czyn oskarżonego miał miejsce w okresie dużego ruchu drogowego, związanego z powrotem ludzi z pracy do domu. Prokurator stawia ten zarzut w oderwaniu od realów sprawy, w szczególności bez uwzględnienia miejsca czynu. Istotnie, około godziny 17.40 możemy mieć do czynienia z tzw: „godzinami szczytu komunikacyjnego” – ale w warunkach miejskich. W Warszawie jest to czas w którym ruch jest bardzo intensywny, w Łodzi w tym okresie można stojąc w korkach dokonywać głębokich przemyśleń lub nadrabiać zaległości w słuchaniu muzyki, w miastach wielkości Piotrkowa Trybunalskiego i Tomaszowa Mazowieckiego ( gdzie być może wyglądając przez okno swego gabinetu prokurator pisał apelację) ruch uliczny ciągle jest wzmożony. Ale oskarżony jechał po drodze przez niewielką rodzinną wioskę, w dodatku przez którą nie przebiega żadna trasa łącząca jakieś większe miejscowości, tylko podrzędna lokalna droga. Czyn miał miejsce w dniu 25 listopada – o tej porze roku w tak małej miejscowości życie nie toczy się na ulicach ( ściślej mówiąc na jedynej trzeciorzędnej drodze wiodącej przez wioskę), kto miał wrócić z pracy już wrócił ( tak jak oskarżony, który po powrocie z pracy zdążył na swoją zgubę wypić piwo, odpoczął, a potem pojechał po dokumenty, których zapomniał zabrać z pracy ), nikt postronny przez to miejsce nie przejeżdża ( gdyż jak wyżej zaznaczono nie biegnie tamtędy żaden międzymiastowy ciąg komunikacyjny), krów w listopadzie się na łąkach nie pasie więc się ich tą drogą nie wiedzie, jednym słowem, gdyby nie ponura listopadowa aura, można by to określić słowem sielanka. Dlatego ten argument skarżącego jest tak oderwany od inkryminowanego przypadku, że Sąd ma nieodparte wrażenie, iż został bezkrytycznie przepisany z apelacji dotyczącej jakiejś innej sprawy.
Skoro społeczna szkodliwość czynu oskarżonego nie była znaczna i doszło do warunkowego umorzenia postepowania, to orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na okres roku i świadczenie pieniężne w kwocie 2000 zł. nie są nadmiernie łagodne i wcale nie kłócą się z poczuciem sprawiedliwości, jak w apelacji twierdzi prokurator. Nie jest to również sygnał dla społeczeństwa, że przekraczanie dopuszczalnych norm stanu nietrzeźwości w ruchu drogowym spotyka się z pobłażliwością – wręcz przeciwnie, każdy rozsądny obywatel, w szczególności członek społeczności, w której funkcjonuje oskarżony, dowie się, że prowadząc pojazd mechaniczny nawet po przysłowiowym „jednym piwku” można stracić na minimum rok prawo jazdy i zapłacić kilka tysięcy złotych tytułem świadczenia pieniężnego i kosztów sądowych. Każdy rozumny człowiek, widząc taką reakcję wymiaru sprawiedliwości na dosyć marginalne przekroczenie ustawowego progu stanu nietrzeźwości, powinien dojść do wniosku, że nie warto ryzykować i jeździć jako kierujący w tym stanie pojazdami mechanicznymi ( a ci, do których to nie dotrze, i tak nie pojęliby tego przekazu niezależnie od surowości sankcji karnej).
A tutaj link do ostatniej części orzeczeń Pana Sędziego:
13 listopada, 2017 at 11:01 am
Zawsze te same, mieszane uczucia… Z jednej strony – niesztampowo, bez, tak lubianych moim okręgu (nota bene wydziały odwoławcze nie trawią uzasadnień SSO Ignaczaka), sformułowań „sąd nie podołał, nie udźwignął” . Z drugiej… uzasadnienie to dokument urzędowy, a nie felieton, czy humoreska… Sprzed lat kilkunastu pamiętam postępowania dyscyplinarne wobec asesora, który wydał wyrok wierszowany, a w zasadzie starał się zrymować orzeczenie. Ostatecznie umorzone, bo asesor stał się radcą 🙂
13 listopada, 2017 at 4:14 pm
Pozwolimy sobie nie zgodzić się z ww. Uzasadnienia są niestety pisane pod sądy odwoławcze, przez co niezrozumiałe dla ich podstawowego adresata – przysłowiowego Kowalskiego. To dla obywateli są sądy, nie dla siebie samych, dla sędziów, czy sędziów w instancji odwoławczej. Dlatego uzasadnienia pisane językiem ludzkim są, naszym zdaniem, lepsze niż uzasadnienia pisane z przeładowaniem cytatów z orzecznictwa i doktryny, niezrozumiałe dla przeciętnego czytelnika. To chodzi o to, żeby strona zrozumiała wyrok i, tym samym, łatwiej jej będzie go zaakceptować, czy wykonać.
14 listopada, 2017 at 6:32 am
Jedno nie wyklucza drugiego… Nieudolnie staram się pisać uzasadnienia tak by to klient je zrozumiał = bez wklejek 3 stron z Lexa/Legalisa, ale wahałbym się używać elementów tak ‚humorystycznych’. Wbrew intencji mogą one być odbierane jako kpina czy lekceważenie…